sobota, 9 sierpnia 2014

Projekt: Green

Myślałam nad tym już od jakiegoś czasu, jednak decyzję ostateczną podjęłam całkiem niedawno bo w zeszłym tygodniu. Postanowiłam poeksperymentować i podjąć się pewnego projektu. Otóż na najbliższe dwa miesiące – nie ukrywam, że istnieje możliwość wydłużenia tego terminu – usuwam ze swojego menu mięso a co za tym idzie również z bloga i przepisów. Tak jest. Przez kolejne tygodnie zostaję wegetarianką! No, może nie w stu procentach, ale od czegoś trzeba zacząć a z racji, że jestem totalnym przysłowiowym pierwszoklasistą w tej dziedzinie, jestem gotowa na nowe doświadczenia. Liczę na to, że po tej lekcji będę wiedziała więcej, a moje kulinarne horyzonty zostaną odświeżone i poszerzone.

By przybliżyć temat, wyjaśnić, wytłumaczyć całą sprawę, rozpisałam wszystko w punktach.
  1. Tak jak napisałam „Nie będę wegetarianką w 100 %”. Dlaczego? Ryby to mięso, z którego nie jestem wstanie i nie jestem gotowa by zrezygnować – przynajmniej tak czuję na tą chwilę. Jak wyjdzie ostatecznie? Przekonam się na własnej skórze. Tak czy siak, jeśli odczuję potrzebę zjedzenia mięsa
    (a wiem, że taka sytuacja może nastąpić, mój organizm w końcu może się przełamać i o nie wołać) sięgnę właśnie po nią.
  2. Dlaczego zdecydowałam się na taki krok? Nie ma z tym nic wspólnego dieta czy może światowe trendy ekologicznego trybu życia. Myślałam już o tym od dawana mając za sobą wiele podobnych krótszych czy dłuższych prób. Chodzi o moje samopoczucie. Skoro czuję, że nie potrzebuję mięsa
    i przede wszystkim czuje się lepiej gdy go nie spożywam, to argument jest dla mnie wystarczający :)
  3.  Czy przenoszę się na jedzenie EKO, BIO? Nie do końca. Nie zamierzam wyrzucać wszystkiego co mam w swojej szafie i kupić nowe rzeczy, które są wyłącznie eko. Nie ukrywam jednak, że często po rzeczy BIO będę sięgała, głównie z czystej ciekawości by porównywać je z tymi rzeczami "mniej" eko...
  4. Czy biorę pod uwagę weganizm? Nie wiem. Trudno mi się określić. Ser, jajka, masło – z racji, że uwielbiam gotować, to rzeczy z których ciężko będzie mi zrezygnować. Na tą chwilę to zbyt daleki krok by zawracać sobie nim głowę. Zobaczymy jak będę czuła się za dwa miesiące. Jeżeli projekt się wydłuży…czeka mnie prawdziwa rewolucja.
  5. Czy będę gotowała sama? Oczywiście, że tak. Będzie tak jak zawsze - wraz z projektem będę jeszcze bardziej uważniejsza wdrążając swoją własną dyrektywę jedzenia nieprzetworzonego. To będzie ciężki, ale będę starała się dalej robić wszystko sama. Nie omieszkam sobie czasami czegoś ułatwiać J z czystego lenistwa.
  6. Kwestia wiedzy: wspomniałam już o moim braku doświadczenia w tej dziedzinie. Zamierzam poszerzać swoją wiedzę sięgając do literatury znanej i mniej znanej o tematyce wegetariańskiej. Oprócz tego dodatkowo mam zamiar uczestniczyć w kursach kulinarnych etc. Nie będę za dużo zdradzała. W projekcie nie chodzi tylko i wyłącznie o poprawę samopoczucia, ale o naukę. Oczywiście, tak jak do tej pory będę starała się zmieniać przepisy, urozmaicać je lub łączyć osiągając coś nowego.
  7. Czy boję się? Boję się, ale bardziej wynika to z mojego podekscytowania przed nieznanym i przed tym jak będę się czuła. Pokażę nie tylko sobie, ale i innym, że wegetarianizm to nie sekta, nic złego i przede wszystkim żadne zielone, nudne wymysły. Będzie tak jak było. Łatwo, smacznie i kolorowo.
  8. Z czego rezygnuje? Z mięsa(prócz ryb). Mam zamiar również zrezygnować zupełnie z pieczywa(przede wszystkim białego). Naczytałam się o nim wystarczająco i to wystarczająco mi wystarczy. Zastanawiałam się nad tym by wyłączyć alkohol, ale tego wolę nie planować. Dalej będę kontynuowała omijanie słodkich, gazowanych napoi. Fast food zamienię na politykę slow food. Co się tyczy kawy? Jestem na etapie oduzależniania się od niej. 
Cóż więcej dodać. Życzę sobie samej powodzenia! Czas...Start!!




piątek, 25 lipca 2014

Choco-cupcakes! - czekoladowa cz. 1


By napisać tę notkę, zmagałam się ze sobą przez…tydzień? Tak dokładnie tydzień. Zmęczenie wywołane nowymi obowiązkami dawało o sobie znać do tego stopnia, że nie miałam siły na twórcze myślenie i tym bardziej na wklepanie kilku prostych zdań na klawiaturze. 
Ale nareszcie, gdy na dworze zrobiło się nieco chłodniej, znalazłam pięć minut na to by wszystko co siedziało mi głowie, przelać na komputer. Chciałbym rozpocząć od małej dedykacji. Przepis ten kieruję nie tylko do łasuchów kochających czekoladę.... Pozdrawiam dziewczyny, z którymi w zeszłą sobotę zajadałam się w parku babeczkami, które udało mi się upiec na czas!

Jak to zwykle się powtarzam, przepis jest prosty, nie wymaga wyższej filozofii, ale babeczki są naprawdę przepyszne. Skąd wiem? A to już moja tajemnica :)

Zapraszam na czekoladowe babeczki!

Składniki potrzebne do przygotowania babeczek (ok 12-15).
  • 2 szklanki mąki(jedna szklanka ok 250 ml)
  • Pół łyżki proszku do pieczenia
  • 4-5 łyżek kakao
  • Więcej niż 0,5 szklanki cukru trzcinowego(0,5 szklanki plus 1-2 łyżki)
  • Pół szklanki mleka
  • 3 małe jajka
  • 7 łyżek oliwy
  • 1/4 szklanka śmietany (12%)
  • 1,5-2 tabliczki czekolady mlecznej
  • 1-2 łyżki masła
  • Kilka kropli olejku waniliowego
  • Piekarnik nagrzany do 200 stopni


Babeczki robię w oparciu o zasadę: suche składniki mieszam osobno i dopiero potem mokre składniki dodaję do tych pierwszych. Tak więc w dużej misce mieszam: mąkę, proszek do pieczenia, kakao i cukier. W innej misce mieszam jajka oliwę oraz mleko z odrobiną śmietanki. Czekoladę rozpuszczam w kąpieli wodnej razem z masłem.

Do miski z suchymi składnikami dodaję czekoladę oraz pozostałe mokre składniki i wszystko dokładnie mieszam.

Pozostaje nam tylko porozkładać masę do foremek. Papilotki wypełniam do ¾. 
Robiąc ostatnio babeczki zaryzykowałam i dałam o łyżkę więcej. Nie pożałowałam – miałam szczęście i wyrosły prościutkie. Może to zasługa tego iż piekłam w formie oraz tego, że idąc jak zwykle za radą babci, przed włożeniem babeczek do piekarnika, uderzyłam formą o blat ;) Babeczki pieczemy w 200 stopniach C przez ok 20-25 minut, kontrolując je w tym odstępie czasowym patyczkiem. 

Oczywiście czekolady jak i smaki można mieszać. Uwielbiam babeczki z gorzkiej czekolady podawane z truskawkową konfiturą mojej mamy albo czekoladowe babeczki z płatkami chili. Wszystko zależy od tego na co mamy aktualnie ochotę. 

Już wkrótce...zapraszam na część drugą czekoladowego szaleństwa!
... Smacznego!



niedziela, 6 lipca 2014

Cytrynowa kasza



Ostatnio coraz częściej uświadamiam sobie jak czas ucieka, wymykając się gdzieś między palcami. Leci absurdalnie szybko i żałuję, że doba nie ma co najmniej 48 godzin. Będąc ostatnio bardzo zalatana, mają na głowie obronę, staż oraz przeprowadzkę do innego, większego miasta, nie miałam czasu by skupić się na gotowaniu a co za tym idzie, zaniedbałam trochę bloga. Jest mi wstyd przed samą sobą, ponieważ postawiłam sobie cel a zawsze staram się robić wszystko by wypełnić postanowione wyzwania.


Mając chwilę oddechu, brak stresu postanowiłam przygotować coś pysznego na kolację, którą przygotowywałam dla najbliższej rodziny z racji mojego zakończenia studiów. Sama nie wiedziałam co przygotować, jednak dzięki mojej mamie wpadłam na to by podać grillowanego łososia... z cytrynową kaszą. 

Zapraszam!



Składniki potrzebne do przygotowania kaszy:
  • Skórka z niecałej małej cytryny
  • 1-2 łyżki soku z cytryny
  • Sól
  • Pieprz
  • Odrobina suszonego tymianku
  • Kilka suszonych grzybków np. borowików(można pominąć)
  • Garść liści bazylii
  • Garść płatków migdałów
  • Łyżka masła
  • Łyżka śmietany
  • Odrobina oliwy z oliwek(wedle uznania)
Przygotowanie:
Pierwsze co należy zrobić to zamoczyć suszone grzyby, o ile się na nie zdecydujemy. Są one zaledwie małym smakowym dodatkiem, który można pominąć. Moczymy je jakieś 20-30 minut. Po tym etapie, gotujemy je kolejne 20-30 minut, wyciągamy i odstawiamy do ostygnięcia. Takie przygotowanie, jeśli chodzi o grzyby, jest naprawdę ekspresowe. 
Kaszę możemy ugotować, ale równie dobrze wystarczy ją zamoczyć w ciepłej wodzie na kilka minut. Kupiłam taką, która ma wyjątkowo małe ziarenka toteż nie gotowałam wody, nie marnowałam czasu. Odstawiłam ją na bok a w między czasie zajęłam się ucieraniem pasty z bazylii, na którą składają się jej liście, migdały oliwa z oliwek oraz skórka z cytryny. Można dodać tymianku.
Gdy kasza(naszym zdaniem) jest wystarczająco miękka, wrzucamy na patelnię odrobinę masła, wrzucamy posiekane grzyby, i delikatnie je podsmażamy. Następnie wrzucamy kaszę, wszystko mieszamy. Pozostaje nam dodać tylko soku z cytryny oraz wcześniej utartej pasty. Mieszamy dokładnie wszystko i dodajemy trochę śmietany, pamiętają o pieprzu i soli. Nasza kasza jest gotowa.



Dlaczego cytrynowa? Moim zdaniem idealnie komponuje się z rybą. Nie musi to być łosoś, ale uważam, że łosoś pasuje do niej idealnie. 
A więc cóż więcej dodać?

Smacznego!




niedziela, 15 czerwca 2014

Jagódki.


Ostatnio doszłam do wniosku, że owocami, które królują na stole w moim domu są truskawki i maliny. Jagoda, nie wiedzieć czemu jest wprost omijana szerokim łukiem. A szkoda. Może nie jest najsłodszym owocem, ale ma charakterek w postaci kwaskowatego posmaku. Właśnie dlatego jest idealnym towarzyszem przeróżnych deserów – łatwiej przełamać nią mdłość słodkości.

Po nabyciu dużego słoika jagód postanowiłam wykorzystać je do ciasta z kremem. Przepis na biszkopt, który wykorzystam pochodzi z notesika mojej babci, w którym od wielu lat(zakładam, że zaczęła go prowadzić jeszcze przed urodzeniem mojej mamy) przechowuje przeróżne przepisy i porady, które nieraz ratowały jakąś babkę przed zakalcem. Od wyboru do koloru. Jestem przekonana, że nie po raz ostatni była moją inspiracją. 

Jest to dość stary przepis jednak nie oznacza to, że trudny. Z babcinych nauk wyniosłam to, że z pieczeniem biszkoptu bywa różnie i należy być bardzo ostrożnym bo zamiast tego pięknego pulchnego podkładu, wyjdzie nam coś kompletnie innego. Dlatego więc nie śpieszmy się ani tym bardziej nie denerwujmy jeśli nie wychodzi. Jeśli nie wyjdzie za pierwszym razem, należy próbować dalej, nie poddawać się z powodu kilku niepowodzeń. Metoda nauki na błędach jest najlepsza – w ten sposób, z czasem jesteśmy w stanie wyeliminować czynniki, które są przyczyną naszego niepowodzenia. Jedzenie przygotowywane w spokoju i takie przygotowywane bez poprzeczki podniesionej za wysoko w stosunku do samych siebie, smakuje o wiele lepiej. Każdy to wie ;)

Zapraszam na ciasto z owocami!

Składniki potrzebne do przygotowania biszkoptu:
  • 4 jajka
  • Pół szklanki cukru białego
  • Pół szklanki mąki pszennej
  • Pół szklanki mąki kartoflanej(ziemniaczanej)
  • Pół łyżeczki proszki do pieczenia
  • Szczypta soli
            
            Składniki potrzebne do przygotowania kremu:
  • Opakowanie serka mascarpone(ok 250 gram)
  • 4 łyżki śmietany 30 proc.
  • 3-4 łyżki przesianego przez sitko cukru pudru
  • 1 żółtko

Informacje dodatkowe, które mogą okazać się przydatne:
  • Biszkopt upiekłam w okrągłej foremce o średnicy 24 cm. Torcik owocowy nie wyjdzie zatem za wysoki(i przede wszystkim za duży), jednak taki jest właśnie cel. Nie chcę uzyskać przekładańca – biszkopt jest podstawą mojego ciasta. Na nim spocznie przygotowany przeze mnie krem a na nim ułożę owoce.
  • Biszkopt najlepiej upiec dzień przed dekorowaniem i pozostawić w jakimś chłodnym miejscu. Zasada mówi: nigdy nie ubiera się chwile wcześniej upieczonego biszkoptu. 
  • Biszkopt należy piec przez ok. 20 minut w temperaturze 180 stopni C. Po tym czasie, należy wyłączyć piekarnik, jednak nie wyciągać ciasta ani nie otwierać piekarnika – czas trwania tego etapu wynosi 5 minut. Ostatnim etapem będzie pozostawienie biszkoptu w piekarnika z otwartymi drzwiczkami na kolejne 5 minut.
  • Po wyciągnięciu ciasta, powinno uderzyć się formą o blat stołu. 
  • Dobrym dodatkiem może być również czekolada, roztopiona w kąpieli wodnej ponieważ polewa nie może być zbyt ciepła. Zamiast polewy, ciasto można posypać wiórkami czekoladowymi. Najlepsza będzie czekolada gorzka.
  • Do ciasta można dodać odrobinę soku z cytryny bądź skórki z cytryny. Dobrym dodatkiem jest też olejek waniliowy do wypieków. wystarczy kilka kropelek. 



Sposób przygotowania

Najpierw oddzielamy białka od żółtek, których nie wyrzucamy ponieważ je też zużyjemy potem. Mikserem ubijemy białka. Ubijamy je na najmniejszych obrotach(zazwyczaj jest to jedynka w skali miksera) i dodajemy szczyptę soli. Wrzucamy cukier i dalej miksujemy. Po chwili do naszej masy wlewamy pojedynczo żółtka. Gdy wszystko już wymieszamy dodajemy mąkę pszenną i ziemniaczaną oraz proszek do pieczenia(wszystko powinno zostać przesiane przez sitko – w ten sposób unikniemy grudek). Wszystko ze sobą łączymy i miksujemy. Nasze ciasto jest już gotowe. Dno foremki należy wysmarować masłem i wyłożyć papierem do pieczenia, na którym również należy rozsmarować masło. Wlewamy ciasto do foremki i rozprowadzamy je równo. Wkładamy je do nagrzanego piekarnika i bierzemy się za przygotowanie kremu.
Mieszamy w miseczce składniki na krem. Żółtko dodajemy na końcu. Przygotowaną masę można włożyć do lodówki. Ciasto smarujemy kremem, na którym układamy owoce. Towarzyszką moich jagódek będzie truskawka. 




sobota, 7 czerwca 2014

Bruschetta


Jestem osobą, której humor jest uzależniony od pogody. Tak więc, z racji, że pogoda ostatnio bardzo nas rozpieszcza, dostałam niesamowity zastrzyk energii i z większą chęcią krzątam się po kuchni. 
Dzisiaj chciałabym zabrać Was w krainę wąskich uliczek, przepięknej architektury niesamowitej kuchni oraz miejsca przepysznych win. Zapraszam was na wiosenną bruschette mojego wykonania! 

Składniki potrzebne do przygotowanie mieszanki, którą będziemy obkładać przygotowane grzanki (ok 10 grzanek):
  • 1,5-2 pomidory,
  • garść listków bazylii
  • połowę małej białej cebuli(lub czerwonej)
  • trzy małe papryczki(tzw. baby pepper)
  • szczypta soli morskiej
  • szczypta pieprzu
  • szczypta suszonych nasion chilli
  • oliwa z oliwek


Pomidory kroimy w kostkę, natomiast papryczki jeszcze drobniej. To samo się tyczy cebuli. Dodajemy przyprawy oraz oliwę i bazylię. Wszystko mieszamy i odstawiamy na chwilę na bok.

A co z grzankami? 
Najlepsza będzie białe pieczywo - bagietka. Kroimy ją w poprzek na kawałki o kilku cm szerokości i tostujemy. Można je również podsmażyć na oliwie z oliwek i czosnku. Bądź, jeśli ktoś chce się postarać jeszcze bardziej, zrobić masło czosnkowe. Najłatwiejszym rozwiązaniem wydaje się jednak wrzucić na patelnię z oliwą, delikatnie podsmażyć i potrzeć następnie ząbkiem czosnku.



Bruschetta jest już gotowa do podania. Ostatnim krokiem będzie nałożenie wcześniej przygotowanej mieszanki na każdą grzankę. 



poniedziałek, 2 czerwca 2014

Conchiglie

Edit: wielkie opóźnienie(post miał powstać z okazji Dnia Matki).


Uwielbiam makarony - pod każdą postacią. Prawdopodobnie już o tym wspomniałam wcześniej, jednak muszę napisać to raz jeszcze. Uwielbiam makarony - z przeróżnymi sosami, warzywami bądź sam. Kocham w nim to, że można go zestawiać z czymkolwiek chcemy i na co mamy w danej chwili ochotę.


Dzisiaj chciałabym zaprosić Was na muszle Conchiglie, zapiekane w sosie pomidorowym - danie, na które decydowałam się od dawna, jednak brak czasu opóźniał podjęcia decyzji o przygotowaniu w ten sposób makaronu.

Składnik potrzebne do przygotowania nadzienia(duże naczynie żaroodporne):
  • makron muszle(najlepiej największe jakie jesteście znaleźć - ja swoje znalazłam w markecie "Piotr i Paweł", na osobę przypadają 3-4 muszle),
  • pół kg mielonego mięsa,
  • kilka pieczarek,
  • połowa czerwonej papryki,
  • kilka ząbków czosnku (2-3),
  • przyprawy: wędzona słodka papryka, rozmaryn, tymianek, sól i pieprz, 
  • odrobina masła,
  • oliwa z oliwek.
Składniki potrzebne do przygotowania sosu:

  • kilka ząbków czosnku (2-3),
  • pół małej cebuli, 
  • chili(może być suszona, może być papryczka), 
  • przyprawy: oregano, bazylia,
  • dwie łyżeczki koncentratu pomidorowego. 

Przygotowanie: 
Pieczarki, cebule oraz paprykę kroimy w drobną kostkę i smażymy kolejno(można smażyć też razem). Pieczarki i cebulę podsmażamy na łyżce masła, paprykę na odrobinie oliwy. Następnie smażymy mięso mielone z posiekanym czosnkiem i przyprawami - dodajemy:
  • większą łyżkę wędzonej papryki,
  • garść suszonego rozmarynu i tymianku,
  • solimy i pieprzymy. 

W większej misce mieszamy wszystkie składniki. Otwieramy jedną z puszek pomidorów w całości i do wcześnie wymieszanej masy wrzucamy samej pomidory z puszki. Wszystko raz jeszcze mieszamy i odstawiamy do ostygnięcia.

Zajmujemy się sosem.
Na łyżeczce oliwy podsmażamy połówkę cebuli i wyciśnięty czosnek. Dosypujemy odrobinę wędzonej papryki i dolewamy oliwy, by papka, która powstanie się nie przypaliła. Po kilku minutach wlewamy sok z pierwszej puszki oraz zawartość puszki drugiej. Zostawiamy wymieszany sos na małym ogniu przez kilka minut. Po ok. 10 minutach dodajemy niecałe dwie łyżeczki przecieru by nieco zagęścić sos. Odstawiamy do ostygnięcia. Sos będzie blenderowany(lub można go przecedzić przez sitko - wówczas nie zrobi się wodnisty)
.
Makron gotujemy bardzo krótko we wrzącej wodzie(z oliwą) – jakieś 5 minut, po czym wyciągamy kolejną muszlę i wkładamy ją do miski wypełnionej zimną(wręcz lodowatą wodą). Trzymamy ją w tej wodzie przez chwilę, wyciągamy, odkładamy pamiętając o tym, że wodę trzeba wymieniać bo wszystko zrobi się ciepła. (Ale) Jeśli ktoś nie chce się tak bawić ponieważ to trochę pracochłonne, można je rozłożyć na talerzu(najlepiej tak by się nie zlepiały) i pozostawić do ostygnięcia.

Muszle zapiekam w naczyniu żaroodpornym(tym samym, które używałam już do halibuta). Na samym dnie wylewam odrobinę sosu. Robię to po to by makaron w piekarniku nie przywarł do dna naczynia. Układam wypełnione wcześniej muszle. Polewam sosem i posypuję pokrojonym w kostkę serem.Muszle powinno zapiekać się przez niecałe 20 minut w 190 stopniach. Równie dobrze, można nagrzać piekarnik i go wyłączyć(w moim przypadku się to sprawdziło gdy w czasie przygotowywania obiadu nagle zostałam pozbawiona prądu ;) ).



Smacznego!  


wtorek, 20 maja 2014

Płatki z dodatkami




Sposób na dobry dzień? Śniadanie, które zapewni nam dużo energii i przede wszystkim uśmiech na twarzy! Kawa w ukochanym kubku lub szklanka ulubionego soku, słoneczny poranek w altanie i śniadanie. Do tego Idealna muzyka na początek dnia i nawet najmniejsza deszczowa chmurka na niebie mi niestraszna! :)
Zapraszam na płatki!



Składniki potrzebne na mała miseczkę płatków (dla kilku osób):
  • Trzy łyżki płatków jęczmiennych                                                                                     
  • Trzy łyżki amarantusa(może być miodowy)
  • Garść orzechów włoskich
  • Garść migdałów (w całości lub w płatkach)
  • Łyżeczka miodu
  • Płaska łyżka cukru trzcinowego
  • Łyżeczka masła orzechowego
  • Odrobinka masła(mniej niż ¼ łyżeczki)


Dodatkowo dodam:
  • Plasterek mango pokrojony w kostkę
  • Łyżeczka suszonej żurawiny
  • Kilka suszonych śliwek pokrojonych w plasterki
  • Kilka łyżek  jogurtu




Kilka tygodni temu wybrałam się z mamą do sklepu ze zdrową żywnością(z polecenia jej znajomego, który ostatnio powiedział jej o amarantusie). Gdy usłyszałam o amarantusie pierwsze co pojawiło się na mojej twarzy to zdziwienie, ponieważ po raz pierwszy spotkałam się z czymś takim. Od razu zabrałam się za wyszukiwanie informacji na jego temat.  W ziarenkach amarantusa znajduje się bardzo dużo żelaza – jeden posiłek z dodatkiem jego ziarenek, zaspokaja dzienne zapotrzebowanie poziomu żelaza, którego potrzebujemy. Nie wspomnę już o tym, że stwierdzono iż ziarenka amarantusa zawierają więcej białka niż…mleko. W ten sposób jest idealnym składnikiem diety wegetariańskiej. Prócz białka i żelaza zawiera również fosfor, wapń i magnez. Stanowi zatem idealny zastrzyk energii na początek dnia.

Sposób przygotowania:
Rozgrzewamy patelnię z odrobiną masła i wrzucamy wszystko: cukier, płatki, amarantus, cukier, migdały i pokrojone orzechy. Delikatnie prażymy, mieszając co chwilę. Po kilku minutach dodajemy łyżeczkę miodu i ponownie mieszamy. To samo robimy w przypadku masła orzechowego. Ostawiamy patelnię by płatki ostygły. Ja przerzucam je na papier do pieczenia i odstawiam na bok. Odcinam kawałek mango i kroję go w kostkę. Kolejność w naszej miseczce nie ma znaczenia. W moim przypadku, na dnie miseczki najpierw znajdzie się jogurt, (kolejno) płatki i na końcu mango, żurawina i śliwki.

Takie płatki mogą być dodatkiem do wszystkiego. Przepis można urozmaicać i zmieniać według własnych upodobań.


Cóż więcej dodać?